środa, 16 stycznia 2013

1.




      Nad malowniczą krainą Azgaru, w miejscu, gdzie smoki latają majestatycznie po niebieskich przestworzach, gdzie piękne rusałki bawią się beztrosko koło swych leśnych sadzawek, wzeszło pierwsze, wiosenne słońce. Jego złote promienie delikatnie otulały młode pędy prastarych drzew, które jako jedyne pamiętały odległe czasy pierwszych osadników zamieszkujących te urodzajne tereny. Gdzieniegdzie można było usłyszeć przepiękne zawodzenie dzikich ptaków oraz potężne ryki głodnych niedźwiedzi przebudzonych z zimowego snu.
       Cała kraina wracała powoli do życia. Zima minęła bezpowrotnie. Nastał czas względnej radości i spokoju.
       Gdzieś tam, wśród ciemnej puszczy Grejlańskiej, w miejscu prawie zapomnianym przez ludzi i przez Bogów, w ubogiej chatce znajdującej się pośrodku mrocznego boru, mieszkał stary Myśliwy. Ów mężczyzna był wdowcem, jego żona zmarła przy porodzie dziecka wiele lat temu.
"Zaopiekuj się naszą córką " – Tak brzmiały ostatnie słowa wypowiedziane przez blondwłosą Caritę. Chwilę później kobieta zamknęła swe zielone oczy i umarła. Niestety, parę godzin później, w ślad za mamą, poszła mała Elsa. Medyk nie dotarł na czas. Myśliwy mieszkał za daleko od wioski.
      Tegoż dnia mężczyzna stracił dwie najcenniejsze dla siebie istoty, tak jak i radość i spokój ducha.
Stał się wrakiem człowieka. Nic go już nie cieszyło. Antonius pogrążył się w smutku i w żałobie, a całe jego dotychczasowe życie straciło sens.
          Mijały lata, a każdy dzień coraz starszego Myśliwego wyglądał tak samo. Obowiązki mężczyzny ograniczyły się tylko do codziennych patroli pradawnej puszczy. Niegdyś zadbane, skromne domostwo zmieniło się w rozlatującą i starą ruderę.
   Pewnego wieczoru, przy codziennym obchodzie lasu, Antonius natknął się na mały, wiklinowy koszyk. Z czystej ciekawości podniósł go i zajrzał do środka. W środku było dziecko. Mała, śpiąca dziewczynka z brązowym loczkiem po środku głowy.
   Myśliwy przez dłuższy czas przyglądał się niecodziennemu znalezisku. Zastanawiał się, co powinien zrobić. Kto mógł zostawić bezbronne dziecko po środku niebezpiecznej puszczy? W pewnym momencie dziecko otworzyło oczy i spojrzało mądrym wzrokiem na Antoniusa.
   „Te oczy...” – pomyślał stary myśliwy. – „To oczy Carity...”
   – Będziesz się nazywała Astrid - szepnął do dziewczynki i zaniósł ją do swojego domu.
          Od tego pamiętnego  momentu minęło już siedemnaście lat a  Astrid wyrosła na piękną, młodą kobietę o falowanych, brązowych włosach i przenikliwych, zielonych oczach. Jej skóra była jak najczystszy alabaster a usta czerwone niczym krew.
Dziewczyna nie chodziła często do wioski.
Tak samo jak jej opiekun, czuła się szczęśliwsza wśród otaczającej ją przyrody
             Wiele też się zmieniło w życiu samego Antoniusa. Już nie był tym samym, wiecznie smutnym człowiekiem. W jego życiu ponownie zapanowała miłość, niemal taka sama, jak za życia jego żony - Carity.
        Sama chatka też zmieniła się nie do poznania. Miejsce drewnianych desek zajęły solidne kamienie, w oknach z powrotem zawisły białe firanki, wesoły ogień palił się w kominku a przed domem na nowo zakwitły czerwone pąki róż. 
             Pewnego dnia, gdy Astrid patrzyła z zachwytem na przelatujące po niebie smoki, do głowy Antoniusa wkradła się jedna, na pozór nic nieznacząca myśl: "Odyn powoła ją do wielkich rzeczy ... "



czwartek, 10 stycznia 2013

Prolog

 


         Biegłam. Szybko, bardzo szybko. Nie wiedziałam dokąd. Było mi to wszystko jedno. Byle jak najdalej stąd. Bałam się. A ten strach dodawał mi sił. Musiałam uciec. On nie mógł mnie dogonić.
Wiedziałam, że jest on tuż za mną. Czułam jego wzrok na swoich plecach. Słyszałam odgłos jego kroków. Był blisko. Za blisko.
       Upadłam. Bolało. Próbowałam wstać, lecz nie miałam już na to siły. Świat zaczął wirować. Zamknęłam oczy. Nie mogłam złapać tchu, dusiłam się
          Nagle poczułam, że ktoś złapał mnie za ramię. Krzyknęłam i starałam się mu wyrwać. Z marnym skutkiem.
- Cicho - powiedział głos- to ja.
- Liam? - spytałam cienkim głosem - Dzięki Bogom - wyszeptałam.
- Już dobrze, księżniczko. Nic Ci nie grozi. Wstaniesz? - spytał.
Nie odpowiedziałam. Chłopak wziął mnie na ręce. Byłam wyczerpana. Wiedząc, że jestem już  bezpieczna, zasnąłem w jego ramionach.









_____________________

Ot takie małe kurczątko.
Nie lubię rozpisywać się przy prologach, bo po co?
Pierwszy wpis ma zachęcić czytelników, 
a nie wywoływać bóle głowy,
 spowodowane zbyt kwiecistymi opisami. 

Obserwatorzy